Moja miłość
W końcu wylądowałam.
Lato się skończyło, ale ciągle ciepła jesień sprzyjała zbiorowi i przetwarzaniu ziół. U-WIEL-BIAM te wszystkie brązowe buteleczki, słoiczki i większe flaszki, które zapełniają się ziołowym dobrodziejstwem. Mam tak, że choćbym nie wiem jak była zmęczona, stając do stołu z ziołami czuję ogromny przypływ energii i sił fizycznych, aby mieszać w garach i tworzyć mazidła, nalewki czy inne remedia dla zdrowotności. To się nazywa pasja, to się nazywa miłość 🙂
Jednak poza ziołami mam mnóstwo innej pracy, na którą czasu potrzeba niemało. Szczególnie latem i wczesną jesienią. Dlatego też czekałam, kiedy zioła się skończą i będę mogła odpocząć po intensywnym czasie wiosenno-letnio-jesiennym. Nastał.
Mam go więc ciut więcej na czytanie, miłe spotkania i nicnierobienie.
Natomiast już zacieram ręce na myśl o tworzeniu ziołowych, naturalnych kosmetyków w Beskidzie Żywieckim z całą świąteczną oprawą, bo to przed Świętami będzie.
Mam zdecydowanie pachnące życie 🙂