Przedsennie – o byciu dobrym, lęku i działaniu

To był dobry dzień. Kolejny taki. I po nim przyszła dobra noc.

Dobra, bo miałam jeszcze na tyle energii, aby wziąć do ręki książkę i leżąc już w łóżku przeczytać parę stron „Rozmyślnika” Jacka Walkiewicza. Jedno zdanie, które sam autor zacytował zatrzymało mnie na dłużej. Brzmiało tak: „Jesteś dobrym człowiekiem, twoje intencje są szlachetne, dlatego zrób to, co chcesz, mimo, że bardzo się boisz”.

Popłynęłam za tym cytatem nurtem swojego przeszłego i obecnego życia. Przypomniało mi się, kiedy po raz pierwszy całkiem świadomie postanowiłam być dobrym człowiekiem. Nie było łatwo, bo wychodząc z pato-domu nie ma się zbyt dużo zasobów ku temu. Albo nie bardzo się wierzy, że jest na to szansa.

Kiedy się chce być dobrym, niemal codziennie trzeba podejmować taką decyzję. I ufać, że nawet jeśli słyszy się od najbliższych: jesteś wredna_y, złośliwa-y, podła_y, niekoniecznie musi to być prawda. Mnóstwo czasu upłynęło zanim uwierzyłam, że jestem dobrym człowiekiem. Setki razy potrzebowałam o tym usłyszeć od innych, żeby pomyśleć, iż chyba jednak coś w tym jest. Odczuć to, zgodzić się z tym i przyjąć – to było bardzo trudne, ale się udało. Nie znaczy oczywiście, że nie bywam wredziolem ;p

I druga część powyższego cytatu…

Mam wrażenie, iż całe moje życie to działanie mimo lęku. Jasne, czasami lęk jest tak paraliżujący, że potrzebuję jego największą siłę przeczekać. Zwykle na podłodze, bo daje mi ona poczucie bezpieczeństwa. Mam tak od dziecka, kiedy wzrok ojca wręcz wbijał mnie w podłogę i czułam jej oparcie – wsparcie. Może to brzmieć dziwnie, ale tak to wyglądało. I wygląda do dzisiaj: podłoga = poczucie bezpieczeństwa.

Przyznam, że kiedy nabieram odwagi do działania, a odwaga to właśnie działanie mimo lęku, i kiedy dokonam tego, co sobie założę – cel smakuje wybornie, a droga do niego jest przygodą (oczywiście nie taką z książek przygodowych). Lęk wówczas znika nie wiadomo gdzie. Do następnego razu of course 🙂

Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. To moja dewiza. I gdyby nie była to przenośnia pewnie byłabym alkoholiczką – tyle tego „szampana” w moim życiu już było 😉

Idę dalej przed siebie. Sięgam po to, na czym mi zależy i co mi służy. A czasami po to, co mi nie służy, ale wtedy i tak mi służy; wiecie, lekcje życiowe są cenne. Zaglądam lękowi w oczy i działam. Bez działania nie byłoby tak barwnie. Lubię smakować życie. Lubię żyć Życie.